czas zacząć cykl wpisów o miejscach w Toskanii, które odwiedziłam. Pierwszym z nich była Siena. Często to miejsce przewija się w opowiadanich, pamiętnikach, a także filmach . Przedstawione jest jako bardzo romantyczne. Faktycznie ma w sobie wiele uroku, choć moim zdaniem nie tak dużo jak malutkie toskańskie miasteczka Ponadto szczyci się wieloma zabytkami. Różni się znacznie od Florencji, z którą od wieków konkuruje.
Szczególną dumą napawa ich fakt, że ze Sieną związana jest szczególna święta Katarzyna Sienejska. Pośród licznych zasług jak na przykład opieka nad chorymi w trakcie dżumy, przekonała papieża Grzegorza XI do przeniesienia do Rzymu stolicy papieży. Odwiedziłam kościół San Domenico, gdzie znajduje się jej relikwia, a ściślej głowa oraz inne rzeczy z nią związane. Niestety pod żadnym pozorem nie wolno było robić tam zdjęć. Mam tylko jedno przed wejściem.
Zastanawiacie się dlaczego napisałam, że Siena to miasto szaleńców? Ze względu na jej dość ekscentrycznych mieszkanców. Po pierwsze nienawiść jaką żywią do Florencji to dość zamierzchła sprawa, a mimo to nie chcą o niej zapomnieć. Po drugie, to nie duże miasteczko jest podzielone na 17 tzw. contrad. Każda z nich posiada swoją flagę, herb, świętego i zajmuje inny kawałek miasta. Każdy mieszkaniem przynależy do którejś z nich co przypieczętowane jest chrztem gdzie dostaje chustę, z którą również zostaje pochowany. Poza tym dwa razy w roku, w czerwcu i sierpniu odbywają się zawody na głównym placu. Każda z contrad wystawia swojego konia i jeźdźca (jednak to wygrany koń jest istotny). Robią oni 3 okrążenia wokół placu. Te dwa dni to dla nich prawdziwe święto. Dostają wolne z pracy, piją, skaczą ze szczęścia lub płaczą. Podobno jest to nie do opisania, co tam się dzieje, stąd też nie specjalnie lubią gdy w tym czasie widzą ich turyści.
Wracając do spaceru po Sienie..
Bardzo dba się tam o wygląd budynków. Nie wolno malować ich na inne kolory niż odcienie piaskowe, a także okiennice mogą być tylko zielone. Co ciekawe o kawałek asfaltu za Kościołem San Domenico spór trwał bardzo długo. Ludzie, którzy zrobili sobie garaże jak np. na zdjęciu poniżej musieli obkleić bramę imitacją kamienia, tak, że po zamknięciu wcale ich nie widać.
Uliczki w Sienie są wąskie, co jest zresztą typowe dla toskańskich miasteczek.
W wielu z nich widać suszące się na lince za oknem pranie, co u nas nie jest typowe jeśli ktoś nie ma balkonu.
Mają również bardzo piękne drzwi.
Doszliśmy do pięknego placu Piazza del Campo (to tu odbywają się wyścigi). Mogliśmy podziwiać architekturę, a także zakupić pamiątki na straganach. No i zjeść pyszne Panini.
Strasznie podoba mi się ceramika wykonywana ręcznie, a ten niebieski talerz.. muszę go kiedyś kupić. Tylko zniechęciła mnie cena około 90 Euro. Tak na marginesie zauważyłam, że wszystko, co jest tam sprzedawane, jest wykonane we Włoszech. Czy to ręcznie, czy w fabryce zawsze ma metkę Made in Italy. Czy oni nie importują z Chin? Muszę to sprawdzić. Jednak widać, że cenią swoje wyroby.
Zwiedziliśmy również Katedrę w Sienie. Wykonana jest oczywiście z marmuru, którego mieli pod dostatkiem. Nie będę Was zanudzać historiami z nią związanymi . To co najbardziej mi się podobało, to oczywiście wspaniałe mozaiki na podłodzę i sufit w jednym z pomieszczeń. Zadziwiające jak wiele pracy kiedyś włożono w jej wygląd.
Oczywiście we Florencji jest znacznie większa katedra, co jest solą w oku dla Sienejczyków. Zaczęto już rozbudowę jednak nie dokończono jej z powodu epidemi dżumy.
Podsumowując miasteczko bardzo piękne i przede wszystkim z bogatą historią i tradycją, którą wciąż ściśle się przestrzega.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz