czwartek, 29 stycznia 2015

Bez mojej zgody - recenzja filmu

Hej,

oglądałam , można powiedzieć "przed chwilką" , film " Bez mojej zgody" . Film powstał na podstawie książki i muszę przyznać, że to jeden z trudniejszych i cięższych filmów jakie widziałam. Ukazuje, w moich oczach konflikt, który nie jest możliwy do rozwiązania w pozytywny sposób. Z jednej strony mamy chorą na białaczkę dziewczynę, przed którą mogłoby być całe życie. Z drugiej jej siostrę, która urodziła się tylko po to, by podtrzymywać chorą na duchu. Mamy dylemat, czyje życie jest ważniejsze? Do tego dochodzi matka pochłonięta opieką nad chorą dziewczynką. Odrobinę bardziej obiektywny ojciec i zepchnięty na szary koniec brat. Dodatkowo ciocia i reszta rodziny. Nie możemy też zapomnieć o adwokacie, którego rola jest tu bardzo istotna. Dla mnie sprawa jest nie do rozwiązania, niemniej jednak film prowokuje do refleksji. Męczy mnie w nim ten paradoks - jak wiele można poświęcić dla dziecka, kosztem drugiego dziecka. Dlaczego matka bardziej kochała starszą córkę? Czy decydując się na pokazane w filmie rozwiązanie nie myślała, że urodzi kolejne dziecko, tak samo ważne jak poprzednie? Sądziła, że co urodzi? Robota? Dawce? Jak widać ten film stawia więcej pytań niż odpowiedzi. 

Jeśli chodzi o grę aktorską, wiele osób czepia się Cameron Diaz w obsadzie. Mi się akurat jej rola w miarę podobała. Wyszła ze schematu słodkiej i pięknej blondynki. Nie do końca przekonywał mnie adwokat (Alec Baldwin), wydawał mi się taki niewzruszony, z zawsze takim samym wyrazem twarzy, ale to tylko moja opinia.

Jeśli chodzi o montaż - baardzo podobało mi się, że możemy oglądać zaistniałą sytuację z punktu widzenia każdego członka rodziny. Natomiast męczyły mnie retrospekcje, momentami nie bardzo wiedziałam czy mowa o przeszłości, czy teraźniejszości.

Krótko mówiąc bardzo poruszający film, zahaczający swą tematyką o sprawy tak trudne jak in vitro,  czy eutanazja. Radzę mieć przy sobie dużą paczkę chusteczek. Szczególnie wątek miłosny spowodował u mnie "lawinę łez".





Pozdrawiam.

niedziela, 25 stycznia 2015

Cholesterol - dieta

Witam,

dzisiaj temat, z którym walczę z przerwami już 5 lat. Wtedy dowiedziałam się, że mam znacznie podwyższony poziom cholesterolu całkowitego i trójglicerydów. Postanowiłam zastosować dietę i więcej ruchu. Efekty po 1,5 miesiąca były zadziwiające - cholesterol spadł z poziomu 270 na 156 , czyli był jak najbardziej w normie. Ponadto nastąpił wyjątkowo miły skutek uboczny. Ubyło mi 4 kg.  Niestety przyszły święta wielkanocne i jakoś stopniowo od tej diety odeszłam. Rok temu robiłam badania i mam lekko podwyższony poziom cholesterolu i dość mocno trójglicerydów. Jakoś nic z tym nie zrobiłam i w tym roku również poszłam na badania - wyniki są praktycznie takie same. Dlatego postanowiłam zastosować dietę. Opieram się na tym, co jadłam 5 lat temu i liczę, że tym razem też poskutkuje. Dieta ta jest dość oczywista i w głównej mierze opiera się na zdrowym odżywianiu. Czyli:

1. Jak najwięcej ryb, kupowałam nawet parówki zrobione z ryb, chyba łososia. Polecam, bardzo smaczne.

2. Chude, białe mięso. Osobiście wolę kurczaka, niż indyka. Najlepiej gotowane, duszone lub pieczone w "rękawie".

3. Chude wędliny, ale to raczej od czasu do czasu.

4. Ciemne pieczywo.

5. Wszystkie warzywa.

6. Wszystkie owoce - teraz wiem, że niektóre owoce jak np. winogrona mają bardzo dużo cukru, jednak wtedy się nad tym nie zastanawiałam i jadłam wszystkie.

7. Do 2 jajek tygodniowo.

8. Codziennie 2 kostki ciemnej czekolady.

9.Chude, białe sery.


Niestety na tej diecie ogromnie brakuje mi serów, szczególnie pleśniowych, jak i innych słodyczy. Jednak coś za coś. Poza tym, sądzę, że ruch ma bardzo dobry wpływ i moim zdaniem, jeśli nie dążymy do jakiejś konkretnej sylwetki, to długie spacery się tu sprawdzą. Jednak ja czekam z tym do wiosny, bo obecna pogoda jakoś nie zachęca mnie do wychodzenia na dwór na dłużej. Raczej wybieram ruch w pomieszczeniu. 

To jest wpis bardzo ogólny i powiedziane zostało w skrócie to, co mi pomogło. Mam nadzieję, że komuś również się przyda.

Pozdrawiam.

piątek, 23 stycznia 2015

Minimalizm - przemyślenia.

Hej,

dzisiaj chciałabym poruszyć temat minimalizmu. Czym jest dla mnie? Ogólnym posiadaniem "mało". Rzeczy, kontaktów, zobowiązań, zajęć, kłopotów. Polega na posiadaniu tego co niezbędne. Dla każdego słowo - niezbędne - może oznaczać coś innego. I bardzo dobrze! Ponieważ minimalizm jest filozofią, a każdy ma prawo wyznawać swoją. Jeśli chodzi o mnie marzy mi się na pół pusta szafa, wypełniona idealnymi, dopasowanymi pod każdym względem ubraniami. Porządek, ład i harmonia. Marzy mi się malutka kosmetyczka, w której będzie to, co niezbędne. Już nie wspomnę o szafkach kuchennych, czy tych, z wszelkimi papierami. Nie jest to jednak łatwe do zrobienia, ponieważ wiem, że wydałam baaardzo wiele pieniędzy na ubrania i kosmetyki, których nigdy nie odzyskam. Dlatego tak trudno jest wyrzucić rzeczy ładne, w dobrym stanie, tylko dlatego, że ma się ich zwyczajnie zbyt dużo. Myślę, że te, których najbardziej mi żal, na początek schowam (czyli wersja dla tych, którym brakuje odwagi :)). A jeśli nie wyjmę ich przez kilka miesięcy sprzedam lub wyrzucę. Jedyne co mogę zrobić , to starać się nie kupować więcej i więcej. Jednak to nie jest mój największy problem. Najbardziej boli mnie wyrzucanie książek i ograniczanie kontaktów, na przykład na facebook'u. Dlaczego? Mam ogromny sentyment do książek, nawet tych nudnych, których nigdy nie przeczytam. Mam podświadome przeświadczenie, że mają duszę. Trudno to wytłumaczyć, ale gdy mam wyrzucić książkę, to po prostu nie mogę tego zrobić. A kontakty? Myślę, że to raczej strach przed tym, że coś mnie ominie. Żyjemy w świecie, gdzie informacja jest w cenie. I nie chcemy przepuścić żadnej potencjalnej szansy, czy też okazji. Mam nadzieję, że dorosnę kiedyś do minimalizmu i w tych kwestiach. Póki co muszę ogarnąć ubrania. Choćby częściowo. A dalej? Zobaczymy..

Pozdrawiam serdecznie!


czwartek, 22 stycznia 2015

Jolanta Kwaśniewska - Lekcja stylu dla par- recenzja

Witam,

dostałam w zeszłym tygodniu wyżej wymienioną książkę. Muszę przyznać, że przeczytałam ją w jeden wieczór. Prawdopodobnie dlatego, że nie jest zbyt gruba i zawiera baardzo wiele zdjęć, które zresztą z niemałą przyjemnością obejrzałam. Jednak od początku :). Jest to książka, która mówi o życiu kobiety i mężczyzny, w każdym jego aspekcie i w różnych momentach. I tak możemy zobaczyć w wielkim skrócie cały przekrój jaśniejszych i ciemniejszych barw wspólnego życia. Zaczynamy od poznania się, pierwszej randki, przez zapoznanie z przyszłymi teściami, zaręczyny, wesele, kredyt, kryzysy, pojawienie się dziecka, aż...uwaga.. rozstanie i kolejny związek. Najpierw to zakończenie zaskoczyło mnie i wydało mi się strasznie pesymistyczne, jednak doszłam do wniosku, że celem tej książki jest to, żeby każdy znalazł coś dla siebie. Generalnie rady są mądre i prosto przedstawione, doprawione wspomnieniami z życia pani Jolanty. Z przyjemnością przeczytałam, chyba najbardziej rozwinięty rozdział dotyczący wesela, bo ten temat teraz mnie szczególnie interesuje. Jednak nie znalazłam w tej książce nic odkrywczego. Można powiedzieć, że wszystko co przeczytałam, już kiedyś "obiło mi się o uszy". Mimo to, jest dobrym sposobem na spokojne i refleksyjne spędzenie wieczoru. Zresztą autorka jest tak piękną i elegancką kobietą, że warto posłuchać rad, które wyszły "spod jej pióra".

Pozdrawiam.





wtorek, 20 stycznia 2015

Wkręceni 2- recenzja

Witam,

piątek był dniem premiery "Wkręceni 2". Ja również wybrałam się na ten film. Po udanej części pierwszej, na której byłam w zeszłym roku, byłam baaardzo pozytywnie rozczarowana. Ponieważ miałam nie najlepsze zdanie na temat polskich filmów, a zwłaszcza komedii, ten zaskoczył mnie humorem, dobrą grą aktorską i nie przesadzoną liczbą wulgaryzmów. Podobał mi się głownie za sprawą aktora Pawła Domagała. Z miejsca polubiłam tego aktora. Jak chyba większość ludzi, co twórcy świetnie wyczuli, obsadzając go w głównej roli części drugiej. Poza tym można było zobaczyć całą plejadę polskich gwiazd takich jak Małgorzata Socha, Katarzyna Cichopek, Anna Mucha, Marta Żmuda- Trzebiatowska, Barbara Kurdej- Szatan, Bartosz Opania, Antonii Królikowski, a nawet Natalia Siwiec. Film idealny dla całej rodziny, od najmłodszych, do najstarszych pokoleń. Jeśli celem naszej wyprawy do kina jest poprawa humoru , to jak najbardziej polecam. 

Versace Crystal Noir- recenzja perfum

Cześć,

zakupiłam kilka dni temu w drogerii Hebe wymienione w tytule perfumy. Użyłam ich kilka razy i chciałabym podzielić się moim zdaniem na ich temat. Przede wszystkim uważam, że są wyjątkowe. Nietypowe. Tajemnicze. Na mnie pachną dość delikatnie, choć są przeznaczone na wieczór. Ciężkie, a jednocześnie lekkie, nie duszące. Nie są też słodkie. Teoretycznie jest to ciepły zapach, ale jest też odrobinę chłodny. Wiele osób wyczuwa w nich kokos, prawdopodobnie za sprawą gardenii, jednak ja nie odczułam go. Nie zmienia się wyraźnie w ciągu dnia. Wystarczą dosłownie dwa " psiknięcia" bym czuła go cały dzień, na ubraniach zaś zapach potrafi przetrwać dłużej. Co ciekawe wyjątkowo podoba się mojemu narzeczonemu, który wcześniej nie przywiązywał jakiejś szczególnej uwagi do moich perfum. Zewnętrznemu wyglądowi butelki również nic nie mogę zarzucić, jednak nie zwrócił mojej uwagi. Jestem zadowolona z zakupy, ponieważ długość utrzymywania się wypada korzystnie w stosunku do ceny. Jednak jak wiadomo ile nosów i wymagań, tyle opinii. Każdy powinien sam ich spróbować.

Podaję skład:

Głowa:


pomarańcza, świeża nuta

Serce:


piwonia, gardenia

Podstawa:


ambra, drzewo sandałowe, piżmo



środa, 14 stycznia 2015

Upominki dla gości weselnych

Hej,

dość popularny temat, jednak wiele par zastanawia się, czy obdarować swoich gości weselnych upominkami. Moim zdaniem warto, nie jest to duży wydatek, a każdy lubi dostawać choćby drobne prezenty. Uważam, że dzięki temu Wasze wesele będzie milej zapamiętane, a jeśli drobiazg będzie miał trwałą formę, będzie przypominał o wspólnie spędzonych chwilach, ilekroć obdarowany na niego spojrzy :). Skoro już ustaliłam, że jest to jak najbardziej trafny pomysł, przejdźmy do przeglądu upominków:

1. Słodycze- najbardziej popularne. Są nie drogie i prawie każdy je lubi. Można je przepięknie opakować, dzięki czemu, będą wyglądały atrakcyjnie. Jednak ich zasadniczą wadą jest nietrwałość. Kilka dni po weselu prawdopodobnie zostaną zjedzone :).

2. Wszelkiego typu figurki - serduszka, aniołki, słoniki. Do zakupienia na allegro za kilka złotych. Ładne, bez wątpienia kojarzą się z uroczystością. Jeżeli komuś się spodobają zachowa je i będzie pamiętał o tym ważnym dniu. Jednak są osoby, które nie przepadają za zbędnymi bibelotami. Dla takich osób ten drobiazg będzie raczej problemem, niż źródłem radości.

3. Roślinki - piękne znaczenie symboliczne, jednak mnie osobiście nie przekonują. Uważam je za problematyczne, pewnie dlatego, że nie mam zamiłowania do roślin.

4. Przypinki, zawieszki - fajny, zabawny i moim zdaniem, wciąż oryginalny pomysł. Szczególnie jeśli będą spersonalizowane. Wada? Mało elegancie.

5. Świeczki - ja osobiście byłabym zachwycona, jednak na Panach ten prezent nie zrobi takiego wrażenia.

6. Słoiczek miodu- moim zdaniem świetnie pasuje na wesele w stylu rustykalnym. Podobnie jak np. woreczki z lawendą do stylu prowansalskiego.

Myślę, że omówiłam najbardziej popularne upominki dla gości weselnych. Oczywiście jest to tylko moja opinia. Uważam, że warto je kupić, jednak musimy pamiętać, by pasowały i harmonizowały ze stylem naszej uroczystości.

Pozdrawiam serdecznie.


Gazetomania

Witam,

dzisiaj taki luźny temat, mianowicie muszę przyznać się, że kiedyś byłam prawdziwą GAZETOMANIACZKĄ :). Klika razy w miesiącu po prostu musiałam kupić sobie gazetę. Gdziekolwiek przechodziłam i widziałam stoisko z gazetami, po prostu musiałam podejść, obejrzeć i ostatecznie jakąś kupić. Generalnie nie był to duży wydatek, więc robiłam to bez większych wyrzutów sumienia. Jednak, gdy pewnego dnia podliczyłam sobie, ile dokładnie wydałam na gazety, to doszłam do wniosku, że miałabym za to dwie, a może i trzy książki miesięcznie. A z gazetami, niestety miałam ten problem, że starczały mi dosłownie na godzinę i już przeczytałam wszelkie interesujące artykuły. W dodatku bywało tak, że część tematów wcale mnie nie interesowała. Znaczną część gazet zajmowały reklamy. Szczególnie duże i liczne są w kobiecych czasopismach. A co najgorsze, regularnie je kupując zauważyłam, że zdjęcia i co gorsze tematy powtarzają się. Wtedy powoli doszłam do wniosku, że może faktycznie nie warto kupować tych wszystkich magazynów. Może warto zainwestować w choćby jedną dobrą książkę. Bo posłuży nam wiele lat, będziemy mogli do niej wrócić w dowolnym momencie, ładnie wygląda na półce, możemy czytać tylko na temat, który nas szczególnie interesuje, nie zawiera reklam i wypełni nam znacznie więcej czasu niż gazeta. Oczywiście wciąż regularnie kupuję jeden miesięcznik i od czasu do czasu jeszcze coś dodatkowo, ale nie są to już takie ilości jak dawniej. Uważam, że tak po prostu lepiej się opłaca. Jestem ciekawa Waszej opinii, co wolicie książki czy czasopisma? A może jeszcze coś innego " pożera" regularnie zawartość Waszego  portfela? 

Pozdrawiam.


niedziela, 11 stycznia 2015

Bądź PARYŻANKĄ gdziekolwiek jesteś czyli miłość, szyk i złe nawyki.

Dzisiaj chciałabym zrecenzować i podzielić się swoją opinią na temat książki " Bądź PARYŻANKĄ 
gdziekolwiek jesteś". Autorkami tej książki są cztery kobiety z Paryża : Anne Berest, Audrey Diwan, Caroline De Maigret i Sophie Mas. Każda opisuje zachowanie, styl, wygląd i sposób myślenia prawdziwej paryżanki ze swojego punktu widzenia. Dostałam tą książkę na święta i również w święta ją przeczytałam. Jest to bez wątpienia jedna z tych książek, które czyta się łatwo, szybko i przyjemnie. Mimo to, wiele z niej można wynieść. Nie jest to książka, o której zapomina się szybciej, niż ją zamyka. Możemy dowiedzieć się zniej o nawykach paryżanek, o tym jak się ubierają, żyją, a przede wszystkim jak myślą. Sądzę, że warto poznać ich tajemnice, bo przecież nie od dziś wiadomo, że są to piękne, mądre i bardzo ciekawe kobiety. Ich podejście do otaczającego świata jest bardzo interesujące. Chciałabym tutaj przytoczyć jeden cytat: " Słowem, gdybym miał na tym poprzestać i krótko podsumować, co myślę o paryżance (...) - powiedziałbym: "paryżanka" jest szalona". Słowa te padły z ust paryżanina poproszonego o opinię. Trzeba również przyznać, że zawiera bardzo piękne zdjęcia, które znakomicie oddają klimat Paryża. Poza tym wprowadza nas w inny świat. Sposób postępowania tych kobiet jest zupełnie inny, niż typowej polki. I wydaje mi się bliższy. Paryżanka nie rozmawia o dzieciach, nie są one centrum jej świata. Nie lubi spędzać dużo czasu w kuchni, jednak ma swoje popisowe potrawy, którymi oczarowuje gości. Przykłada ogromną wagę do pielęgnacji. Jej wygląd nigdy nie jest "kiczowaty". Uważa, że jakość jest ważniejsza niż ilość. Słowem - fascynująca kobieta.  Zauważyłam w tej książce również drobne niezgodności, co do stylu ubierania się, jednak myślę, że wynikają one z faktu, że wypowiadają się cztery różne kobiety i prawdopodobnie, każda ma trochę inne zdanie. Podsumowując, uważam, że jest to książka warta przeczytania, idealna na prezent i chciałabym przeczytać więcej tego typu książek. Sądzę, że jeśli ktoś lubi poradniki i lekką formę , ta pozycja mu się spodoba. Ostatecznie polecam.






piątek, 9 stycznia 2015

Jak przestać się martwić i doceniać siebie.

Dobry wieczór :),

oto przed nami temat - rzeka. Sama go jeszcze dokładnie nie zgłębiłam i to jest moje postanowienie na ten rok właśnie. Mniej się martwić, zadręczać, zamęczać. Zarzutów do siebie mamy sporo: a to jesteśmy za za grubi, za mało inteligentni, wykształcenie, pewni siebie. Nie mamy swojego stylu, czy siły przebicia. Oczywiście, że nad zaletami nikt się nie zastanawia. Dlaczego? Choćby dla tego, że od dziecka skupiano się na eliminacji naszych wad, a nie poprawianiu mocnych stron. Na przykład, gdy dziecko na świadectwie ma 6 z angielskiego i 3 z fizyki, to co robią rodzice? O nie tak być nie może , od września zapisuję cię na korepetycje z matematyki. To jest błąd, który zresztą w wielu krajach dostrzeżono. Dlaczego? Bo to dziecko mogło zostać wybitnym filologiem, ale niestety nie zostało, bo cały swój wolny czas poświęcało na zostanie przeciętnym z fizyki. Do tego nie miało czasu już na uczenie się ulubionego przedmiotu, więc opuściło się z angielskiego. W ten sposób dołączyło do szarej masy ludzi, którzy w zasadzie nie wiedzą jakie są ich mocne strony, sądzą, że z wszystkiego są przeciętni, ale to nie prawda. Każdy ma jakiś talent. Tylko czasem go gdzieś zagubił. Ale warto szukać. Poza tym dlaczego jeszcze się martwimy? Bo wymyślamy sobie czarne scenariusze, żeby się nie rozczarować. Udowodniono, że 90% tych zmartwień się nigdy nie stanie! Są i będą tylko w naszej głowie , codziennie zatruwając życie. Systematycznie dzień po dniu. Więc przestańmy tworzyć czarne wizje, bo jeszcze może zdarzyć się nam efekt " samospełniającej się przepowiedni", czyli jak będziemy myśleć negatywnie to tak się stanie. Nie jest nowością, że optymiści osiągają więcej sukcesów. Prozaiczny przykład. Egzamin. Martwisz się tym od tygodnia, choć od dawna wszystko umiesz. Tylko co z tego skoro od tygodnia nie śpisz ze zmartwienia. A w dniu egzaminu jesteś tak zdenerwowany, że nie potrafisz przypomnieć sobie ani słowa. Tylko co wtedy zrobi zatwardziały pesymista? Stwierdzi : " A nie mówiłem? Wiedziałem, że mi nie wyjdzie" , zamiast pomyśleć, że gdyby myślał pozytywnie wszystko poszłoby gładko. Więc nie martwy się! Rzeczy które łatwo możemy zmienić zmieńcie. Rzeczy, które trudno zmienić, przemyślcie , czy warto. Rzeczy, których nie możecie zmienić pokochajcie. Uczyńcie z nich swój atut. To tyle na dziś. Dobranoc :).

czwartek, 8 stycznia 2015

Małe wtrącenie ;)

Oto coś co rozbawiło mnie wczoraj totalnie. Na takie obrazki człowiek natrafia przy tematach typu "kim powinienem zostać" ;)




Podobne do moich kociaków ;).


Jak wreszcie zrozumieć, że nie jesteś gorszy od innych.

Cześć,

dzisiaj kwestia, która wielu osobom spędza sen z powiek, powoduje paraliż w trakcie wystąpień publicznych, czy nawet randki. O czym mowa? O poczuciu bycia gorszym. Pierwsza kwestia - skąd ono się bierze? Odpowiedź jest bardzo prosta, z porównywania się z innymi. Gdybym była tak ładna jak koleżanka, też miałabym już męża. Gdybym był tak mądry jak mój kolega z liceum też miałbym już wille z basenem. Patrząc w ten sposób popadamy w schematy. Bo czy każda piękna kobieta jest zamężna? Czy każdy naukowiec jest bogaty? Nie. Po prostu ci, którym się udało nie tracili czasu na porównywanie się z innymi. Wykorzystali swoją pewność siebie, a czas który inni marnują poświęcili na odkrywanie i rozwijanie swoich talentów. Nie wielu jest takich , którym udało się osiągnąć coś w dziedzinie, której nie cierpią, ale to już temat na osobny artykuł. W każdym razie musimy zrozumieć, że KAŻDY, absolutnie KAŻDY z nas jest wyjątkowy. Ma zbiór talentów i cech, wad i zalet, które tworzą go niepowtarzalnym. Dlaczego cierpisz, bo nie jesteś Angeliną Jolie? A czy ktoś może być Tobą? Nie! Nie można się z nikim zamienić, mamy jedno życie i jeden wygląd, jedną osobowość. Trzeba dbać by to rozwijać. Ok, pomyślisz pewnie " (...) ale przecież można się kimś inspirować". No cóż, i tak i nie. Tak, jeśli zdrowo motywuje Cię to do działania. Patrzysz na piękny brzuch i zaczynasz zdrowy styl życia. Tylko, że zazwyczaj to się nie sprawdza. Prawie nigdy. Dlaczego? Bo zmotywuje Cię to na chwilę. A gdy euforia opadnie, przestaniesz się starać i spojrzysz ponownie na dany obrazek, poczujesz totalne zdołowanie. Pomyślisz " Boże ona potrafi a ja? Jestem beznadziejna, znowu mi nie wyszło". Dlatego moim zdaniem nie warto. Istotna jest wiara w siebie, w swoje talenty, siłę, zalety. Wiadomo, każdy z nas ma wady, ale skup się dzisiaj na swoich mocnych stronach ;). Bo wystarczająco wiele czasu poświęcamy wyolbrzymianiu defektów. Tymczasem wiele badań potwierdza, że sukcesy osiągają pewni siebie optymiści. Także do dzieła. Siadamy, wypisujemy listę zalet. Te zewnętrzne podkreślamy ubiorem, te wewnętrzne staramy się wykorzystać na co dzień , w życiu zawodowym i prywatnym. Obserwujemy, wyciągamy wnioski, jeśli chcemy zapisujemy. Gwarantuję, że się opłaci.