oglądałam , można powiedzieć "przed chwilką" , film " Bez mojej zgody" . Film powstał na podstawie książki i muszę przyznać, że to jeden z trudniejszych i cięższych filmów jakie widziałam. Ukazuje, w moich oczach konflikt, który nie jest możliwy do rozwiązania w pozytywny sposób. Z jednej strony mamy chorą na białaczkę dziewczynę, przed którą mogłoby być całe życie. Z drugiej jej siostrę, która urodziła się tylko po to, by podtrzymywać chorą na duchu. Mamy dylemat, czyje życie jest ważniejsze? Do tego dochodzi matka pochłonięta opieką nad chorą dziewczynką. Odrobinę bardziej obiektywny ojciec i zepchnięty na szary koniec brat. Dodatkowo ciocia i reszta rodziny. Nie możemy też zapomnieć o adwokacie, którego rola jest tu bardzo istotna. Dla mnie sprawa jest nie do rozwiązania, niemniej jednak film prowokuje do refleksji. Męczy mnie w nim ten paradoks - jak wiele można poświęcić dla dziecka, kosztem drugiego dziecka. Dlaczego matka bardziej kochała starszą córkę? Czy decydując się na pokazane w filmie rozwiązanie nie myślała, że urodzi kolejne dziecko, tak samo ważne jak poprzednie? Sądziła, że co urodzi? Robota? Dawce? Jak widać ten film stawia więcej pytań niż odpowiedzi.
Jeśli chodzi o grę aktorską, wiele osób czepia się Cameron Diaz w obsadzie. Mi się akurat jej rola w miarę podobała. Wyszła ze schematu słodkiej i pięknej blondynki. Nie do końca przekonywał mnie adwokat (Alec Baldwin), wydawał mi się taki niewzruszony, z zawsze takim samym wyrazem twarzy, ale to tylko moja opinia.
Jeśli chodzi o montaż - baardzo podobało mi się, że możemy oglądać zaistniałą sytuację z punktu widzenia każdego członka rodziny. Natomiast męczyły mnie retrospekcje, momentami nie bardzo wiedziałam czy mowa o przeszłości, czy teraźniejszości.
Krótko mówiąc bardzo poruszający film, zahaczający swą tematyką o sprawy tak trudne jak in vitro, czy eutanazja. Radzę mieć przy sobie dużą paczkę chusteczek. Szczególnie wątek miłosny spowodował u mnie "lawinę łez".
Pozdrawiam.